I don’t care, I love it!

Byłam dziś na zakupach. Spodnie chciałam kupić. Pani patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, kiedy powiedziałam, że 40 jest za duże, a 38 za małe. Przydałoby się 39.

Wiem – dużo mnie. Cóż, mam nadzieję, że schudnę na studiach. A przynajmniej tak sobie wmawiam, bo jak na razie to nic mi się ze sobą nie chce robić.

Koleżanka stwierdziła, że ten brak chęci wynika z braku faceta. Ja stwierdzam, że to wysoki poziom samozadowolenia i akceptacji tego, co się ma. Powiedzmy sobie szczerze – nigdy nie byłam super hiper szczupła. I ok. Mam rozstępy, cellulit i “fałdę brzuszną” (pozdrawiam tu Bridget Jones), ale dochodzę do wniosku, że jeśli nie będę się akceptować (nawet w ilościach śladowych) to czeka mnie szybka samozagłada.

I w ten sposób mam spokój. Przecież schudnę. Zawsze po wakacjach jest mnie więcej. Puszczam oczko

1557_c800_480

Pamiętajcie – jutro piątek 13! Nie wpadnijcie pod samochód, odstawcie używki, alkohole i nadmiary kawy czy leków. A tym, którzy nie wierzą w czarną magię piątków 13 przybijam mentalną piąteczkę. Bo to przecież “dzień jak co dzień, dzień po dniu. Wciąż się dzieje życia cud”…